Żałuję, bo wyszło fantastycznie i na pewno powtórzę ten eksperyment jeszcze nie raz, jednak na pewno z lepszą rybą.
Dorada nie jest najsmaczniejsza, a mimo wszystko, nawet ona w aromacie dymno-ziemisto-liściastym udała się znakomicie.
Polecam wszystkim tym, którzy lubią wypady do lasu, czy w inne miejsca, gdzie nie opłaca się/nie ma/nie lubimy używać grilla.
A nie wszystko przecież można upiec na patyku NAD ogniskiem... pod już jest wiele opcji. ;)
Ciekawe i smaczne doświadczenie.
- kilka sztuk całych, niedużych ryb słodkowodnych
- pieprz cytrynowy
- pieprz ziołowy
- świeżo mielona sól morska
- kilkanaście dużych liści klonu
- czyste płócienne skrawki materiału
- sznurek kuchenny lub nitka
- kawałek gruntu do rozkopania
- drewienka na ognisko (najlepsza brzoza - idealny dym)
- łopatka ogrodowa
Na początek, sprawioną rybę płuczemy pod bieżącą wodą, po czym osuszamy.
Ziołami posypujemy ryby tak na zewnątrz, jak od środka i pozostawiamy w chłodnym miejscu, najlepiej na kilka godzin lub na całą noc.
W przypadku wypadów pod namiot, bez dobrodziejstw techniki, można oczywiście upiec rybę od razu po przyprawieniu.
Nie polecam w tym wypadku "nadziewania" ryb warzywami, czy czymkolwiek bądź innym, jak również nadużywania dziwnych przypraw, ponieważ zepsuje to wyjątkową ziemistość potrawy.
Tym bardziej, że to przecież danie plenerowe. ;)
Następnie ryby obkładamy liśćmi klonu tak, by całe zostały dokładnie przykryte, po czym owijamy je w płótno.
Gotowe zawijamy ciasno cienkim sznurkiem, by konstrukcja się nie rozpadała.
W ziemi wykopujemy dołek, głębokości na 3 palce.
Powinien być takiej wielkości, by ryby w nim leżały ciasno obok siebie.
Dno dołka nieco uklepujemy i kładziemy na nim ryby.
Przysypujemy je warstwą ziemi, którą również delikatnie uklepujemy.
Na wierzchu układamy ognisko takiej wielkości, by równomiernie rozprowadzało ciepło w naszym ziemistym garnku, który się pod nim wytworzy.
Oczywiście należy pilnować, by ognisko nie zgasło, a wtedy ryba powinna być gotowa po upływie mniej więcej godziny.
Analogicznie - im większa i grubsza ryba, tym dłużej należy trzymać ją w ziemi.
Optymalny czas pieczenia, to 1,5 godziny.
Przy wyjątkowo dużych okazach, warto rozpalić ognisko sporo wychodzące ponad wielkość naszego dołka z rybami.
Efekt, jak dla mnie, wyszedł piorunująco.
Ryba jest upieczona i uwędzona za jednym zamachem.
Dodatkowo, właściwie niczego, poza podkładaniem do ognia nie wymaga.
To idealne rozwiązanie na wypady pod namiot nad jezioro, kiedy o jedzeniu można na jakiś czas zapomnieć, a ono zrobi się samo. :)
bardzo ciekawy pomysł na rybkę piknikową :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie piekłem ryb, dlatego nie ukrywam, że Twój wpis mocno mnie zaintrygował. Jakie ryby można przygotowywać w taki sposób? Ja, jadam głównie łososia - kupując go dużą uwagę zwracam na to, aby był sygnowanej marki. Świetnymi opiniami cieszy się łosoś marki http://mowilosos.pl/ :-).
OdpowiedzUsuńChyba nie znam tego przepisu, ale jak tylko będzie okazja to na pewno go przygotuję. Ja za to całkiem niedawno miałem okazję przyrządzać łososia z przepisu https://mowisalmon.pl/przepisy/losos-mowi-zapiekany-z-pistacjowa-kruszonka-z-paprykowymi-chipsami-i-salsa/ i muszę powiedzieć, że wyszedł naprawdę pysznie.
OdpowiedzUsuń