czwartek, 17 lipca 2014

Leivasupp - estońska zupa-deser z czerstwego chleba

Kuchenna Kontrrewolucya proponuje:


Po Rzeczypospolitey Rajd Kulinarny
czyli co się jada w Koronie, Litwie i wszej Rusi
albo "życzy acan nieco egzotyki?"

Mam zaszczyt zaprezentować szanownej gawiedzi nowy cykl wpisów, prezentujących jej ocenie rozmaitości kuchni wszystkich ziem, których tereny niegdyś wchodziły w skład Rzeczypospolitej - jednego z największych państw Europy. W naszym rajdzie od morza do morza, spróbujemy wszelkich mniej lub bardziej egzotycznych przysmaków, a zaczniemy od dalekich, północnych rubieży Rzeczypospolitej: województw dorpackiego i parnawskiego, zajmujących tereny dzisiejszej południowej... Estonii.
Pragnę zaznaczyć, że przepisy, mimo iż osadzone w tradycji regionalnej sięgającej wieki wstecz, są przepisami współczesnymi. ;)



Ów niewielki kraj i jego lud przez większą część swej historii miał przypadek znajdować się pod władzą różnych włodarzy - od Szweda, przez Niemca i Polaka, po Rusa. W Serenissimae Rzeczypospolitej Estowie długo się nie nabyli, bo tylko przez okres od 1582 roku, kiedy to po wojnie polsko-rosyjskiej car Iwan Groźny został zmuszony do zawarcia rozejmu, w wyniku którego ziemie te przypadły królowi Zygmuntowi III Wazie; do roku 1620 - kiedy owe tereny najechał Szwed (jednakże, formalnie województwa istniały do roku pańskiego 1660 - wówczas miał miejsce pokój w Oliwie, a jeszcze bardziej formalnie - aż do końca samej Rzeczypospolitej, czyli jej III rozbioru, gdyż aż do tej pory istniała ich administracja, wydawano przywileje i nominacje obejmujące całą hierarchię tamtejszych urzędów ziemskich). Nie mniej, po polskiej bytności w północnych Inflantach został pewien widoczny ślad. Nas natomiast interesować będzie kuchnia miejscowa, acz niekoniecznie ze stołu wojewody. Zatem, aby nie przedłużać - przed państwem słodka zupa z chleba - leivasupp!

Zdaję sobie sprawę, że propozycja takiego deseru brzmi ekscentrycznie.
Estończycy to naród kulinarnie, jak na moje podniebienie, dość dziwny.
Jednak niecodzienne podanie i składniki to jeden z powodów, dla których wybrałam właśnie ten przepis. ;)


































  • 400g czerstwego żytniego chleba (najlepiej czarnego, typu litewskiego)
  • 1,5l wody
  • 1 laska cynamonu
  • pół szklanki cukru
  • 3/4 szklanki rodzynek
  • 200ml  dobrego soku jabłkowego
  • mleko


Czerstwy chleb dzielimy na małe cząstki i zalewamy w garnku letnią wodą.
Czekamy, aż rozmięknie.
Gdy będzie już prawie płynny, garnek z miksturą stawiamy na małym ogniu i doprowadzamy do wrzenia.
Przy tej czynności należy uważać, ponieważ płyn ten bardzo łatwo się przypala.
Po zagotowaniu zmniejszamy płomień i gotujemy masę jeszcze około 3 minut.
W następnej fazie, zdejmujemy garnek z ognia i całość miksujemy blenderem na gładką masę lub przecieramy przez sito.
Chleb powinien mieć teraz konsystencję budyniu.
Do garnka z "chlebowym budyniem" wsypujemy cukier i zawartość dobrze mieszamy.
Dokładamy również laskę cynamonu oraz wrzucamy rodzynki.
Miksturę ponownie zagotowujemy i ciągle mieszając, trzymamy na niewielki ogniu przez kilka minut.
Po tym czasie wyławiamy z garnka cynamon.
Naszą chlebową "paćkę" zalewamy sokiem jabłkowym i dobrze mieszamy, by składniki się połączyły.
Zupa jest gotowa.
Podajemy ją przełożoną do małych miseczek, zalaną mlekiem w dowolnej ilości.
I proszę mi wierzyć - ta "zupa" jest naprawdę smaczna!
Choć zupą bym jej nie nazwała. ;)

Kilka stron proponuje, by gotową leivasupp odstawić w zimne miejsce na całą noc.
Będzie ona miała gęstszą konsystencję i można ją jeść w postaci puddingu.
Osobiście preferuję wersję na ciepło. ;)

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz