expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

Ostatnio dodane przepisy

Szukaj na tym blogu

wtorek, 26 lutego 2013

Przeprowadzka

Chwilowo ze względu na przeprowadzkę, jestem pozbawiona dość nieodzownego w prowadzeniu kulinarnego bloga elementu, jakim jest aparat fotograficzny.
Z tego powodu zawitam tutaj pełnoprawnie dopiero po odzyskaniu go, mam nadzieję w najbliższym czasie.
Ale, żeby nie było, że niczym się nie podzielę - zdjęcie nowej kuchni jeszcze udało mi się zachować. :3


wtorek, 12 lutego 2013

Naleśniki z mięsem

  Szybkie, proste i smaczne.. tym razem danie główne.
Osobiście po zjedzeniu takiego jednego, średniej wielkości, naleśnika jestem już najedzona.
Są sycące, ale nie zapychające.

























Do tego dania właściwie zawsze używam mięsa pozostałego z rosołu; są wtedy dużo delikatniejsze.
Udało mi się, trochę nieświadomie, utrafić z tym daniem w angielski odpowiednik Tłustego Czwartku - dziś Dzień Naleśnika.

Wydaje mi się jednak, że anglikom nie spodobałaby się ich moja dzisiejsza wersja. ;]

Na ciasto:
2 jajka
1 szklanka mleka
1 szklanka mąki
trochę wody
pół łyżeczki soli
Na farsz:
Całe obrane z kości mięso z rosołu, bądź po prostu ugotowane w wywarze 4 nóżki kurczaka,
przyprawy według upodobania

Ciasto robimy jak zawsze - jajko, mleko i wodę roztrzepujemy mikserem, dosypujemy sól i mąkę.
Dokładnie rozprowadzamy, by nie było grudek. W zależności, czy wolimy cieńsze, czy grubsze dolewamy wody do odpowiedniej gęstości.
Smażymy na średnim ogniu, na dużej patelni.

Mięso mielimy na drobnym sitku w maszynce i przyprawiamy.
Osobiście zakochałam się ostatnio w czubrycy czerwonej i używam jej właściwie do każdego dania.
Oczywiście użyłam również standardowo soli i pieprzu.
Wychodzę z założenia, że najprostsze rozwiązania są najlepsze, więc niczym innym nie udziwniłam.



Nakładamy na ciasto tyle mięsa, by nie wypadało i nie rwało naleśników.
Układamy "na cztery" i szczelnie zawijamy.










Tak przygotowane zawijasy można odstawić do lodówki i usmażyć na chrupko i rumiano w dowolnym momencie, by były ciepłe i świeże, kiedy mamy na nie ochotę, bądź usmażyć na raz i sprezentować głodomorom z keczupem.

Dla mnie rewelacja.


poniedziałek, 11 lutego 2013

Najprostsze ciasto z jabłkami

 Nie dość, że wyjątkowo proste, szybkie i tanie, to mam do niego sentyment - babcia przywiozła mi je do Poznania na przysięgę wojskową.



To jeden z deserów, który robi się praktycznie sam, a efekt smakowy jest odwrotnie proporcjonalny do włożonej pracy.
Przy okazji za każdym kolejnym pieczeniem można spokojnie fantazjować z dodatkowymi składnikami.
Poza wszystkim.. ja osobiście chyba uparłabym się na nazywanie tego tworu "plackiem"...




2 szklanki mąki pszennej tortowej
1 szklanka cukru
3 jajka
6 średnich jabłek (dość kwaśnych)
garstka włoskich orzechów
2 łyżeczki sody


Użyłam nieco ponad szklanki cukru pudru


























Jabłka kroimy w niewielką kostkę, zasypujemy cukrem i zostawiamy, by puściły sok (na około godzinę).
Po godzinie przesiewamy doń mąkę z sodą, wrzucamy posiekane orzechy.
Żółtka oddzielamy od białek i wlewamy do reszty, ewentualnie dorzucamy innych składników według upodobania.*

*W spisie składników podałam wersję niemal najprostszą z możliwych.
(najprostsza zawiera same jabłka)
Można wrzucić na raz również trochę posiekanych orzechów laskowych, rodzynek, czy różnej maści owoców kandyzowanych.
Osobiście za żadnym z powyższych nie przepadam, orzechów laskowych po prostu nie miałam, posypałam za to całość dość obficie cynamonem, co nie jest jednak nieodzowne.


Białka ubijamy na sztywną pianę, dodajemy do masy i bardzo dokładnie mieszamy.
Wykładamy do, kształtu i przygotowania według własnej inicjatywy, blaszki.(ja użyłam tym razem zbyt dużej, stąd ciasto nie jest tak wysokie, jakbym sobie życzyła)
Wstawiam ciasto do nie do końca nagrzanego, jednak docelowo ustawionego na 150 stopni piekarnika, piekę około 45. minut.
Wszystko jednak zależy od kuchenki. Jeśli zamierzamy włączyć termoobieg, zawsze należy wziąć poprawkę na temperaturę i najlepiej nieco ją obniżyć.



Po upieczeniu jest naprawdę smacznie pulchne, a dzięki sodzie ładnie brązowe.
Moje proste składniki komponują się ze sobą wyśmienicie.
Taki deser pasuje do umilania sobie każdej pory dnia i nocy, ponieważ to ciasto długo pozostaje świeże.
Jest delikatne, nie zapycha i w moim otoczeniu smakowało właściwie każdemu.

piątek, 8 lutego 2013

Pączki!


Nie będę wprowadzać się na tego bloga jakimś patetycznym wstępem.. to tylko miejsce stworzone dla poszerzenia kulinarnej uciechy. :3

Mam to szczęście, że mogę pochwalić się rodzinnym, niezawodnym przepisem na pączki.
Dziś wyjątkowo zamierzam się nim podzielić.

Jako, że jestem mistrzem ciasta drożdżowego, nie miałam żadnego problemu i z pączkami; mogę więc być z siebie dumna.
Od dziecka miałam wyobrażenie, że to największe kulinarne dzieło, jakie kiedykolwiek, jeśli w ogóle, uda mi się uczynić.
Oczywiście byłam w błędzie.
Nie jest to twór najprostszy, ale bez przesady.
Trochę wprawy i będą puszyste i okrągłe, jak spod maszyny. :)


PĄCZKI (około 40 sztuk)


  • 1kg mąki (500)
  • 2 szklanki mleka
  • 8 jajek
  • cukier waniliowy
  • 5 dag drożdży
  • 2 łyżki stołowe spirytusu
  • 4 łyżki stołowe cukru
  • pół kostki masła (około 100g)
  • łyżeczka soli
  • marmolada
  • tłuszcz do smażenia (dobrze jest wymieszać olej ze smalcem)


Potrzebne będą również dwa spore garnki.
Jeden do gotowania na parze i jeden wypełniony do połowy tłuszczem.
Jeśli mamy siatkę do pary można ją oczywiście wykorzystać, jeśli nie - jak ja zakładamy czystą ściereczkę i oplatamy ją gumką, by nie zjeżdżała z garnka i stabilnie trzymała pączki.

Na początku nieco wcześniej dobrze jest wystawić potrzebne składniki z lodówki, by były w temperaturze pokojowej.
Jajka można wbić do miski, lekko roztrzepać widelcem, mleko już lekko podgrzać, to samo z margaryną lub masłem i pozostawić gotowe do użycia.

Z jednej szklanki mleka, łyżki cukru i kilku łyżek mąki robimy rozczyn.
Drożdże kruszymy do miski (dobrze, by nie była metalowa), zasypujemy cukrem, ucieramy.
Gdy ruszą, dolewamy letnie mleko i wsypujemy mąkę.

Dokładnie mieszamy i pozostawiamy w ciepłym miejscu, by podrosło.
Gdy rozczyn będzie gotowy, do dużej miski przesiewamy kilogram mąki i wlewamy do niej podkarmione drożdże. Dokładnie mieszamy.
Zaraz po rozczynie dolewamy po kolei jajka, drugą szklankę mleka, spirytus, cukier, cukier waniliowy, łyżeczkę soli i dokładnie mieszamy, na koniec dolewamy masło.
Ugniatamy do momentu, aż ciasto swobodnie zacznie odchodzić od rąk, po czym jeszcze około 10 minut.
Powinno być dość luźne.
Odstawiamy do wyrośnięcia w ciepłym miejscu; powinno podwoić swoją objętość.

Na przygotowanym do układania pączków blacie układamy element izolacji od zimnego stołu (ręcznik, ściereczkę..) i wykładamy papierem, który obsypujemy lekko mąką.

Gdy ciasto wyrośnie zaczynamy lepienie.

AaaAAAaaa! THE BLOB!
Mniej więcej taką ilość ciasta odrywamy
Układamy w rękach do jak najokrąglejszej postaci
Nadziewamy. Nie uznaję szprycowania drożdżówek.
Sklejamy i formujemy na okrągło



























"moczymy" w mące, by nie przykleiły się do papieru
 i spokojnie rosły



























Układamy niezbyt blisko siebie
i zostawiamy do wyrośnięcia
Układamy wyrośnięte kulki na parze i przykrywamy
szczelnie dopasowaną miseczką
Smażymy!

Wkładamy na rozgrzany wcześniej, lecz niezbyt gorący tłuszcz.
Smażymy przez moment do zbrązowienia z dwóch stron.


Efekt końcowy:

 Smacznego. :3
~Białagłowka
.