expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

Ostatnio dodane przepisy

Szukaj na tym blogu

piątek, 6 listopada 2015

Polędwiczki wieprzowe w glazurze gruszkowo-żurawinowej z orientalną nutą i mozzarellą


Nie jestem zdania, że z polędwiczki nie da się wyczarować niczego, co będzie jednocześnie proste w wykonaniu, ambitne i smaczne.
Tym razem przedstawiam smażone bez tłuszczu kąski tego pysznego mięsa, przyprawione lekko orientalną nutką. :)
  • 1 polędwiczka wieprzowa (ok. 500g)
  • kulka sera mozzarella lub ok. 50g korycińskiego
  • 2,5 łyżki stołowej konfitury żurawinowej
  • 2,5 łyżki konfitury gruszkowej
  • 2 łyżki sosu Worcestershire
  • 2 łyżki płynnego miodu
  • 2 ząbki czosnku
  • pół łyżeczki kurkumy
  • duża szczypta chilli
  • na czubku noża - mielonego kardamonu, białego mielonego pieprzu, mielonej gałki muszkatołowej, zmiażdżonej czarnuszki
  • mała płaska łyżeczka soli
  • pół łyżeczki czarnego świeżo zmielonego pieprzu
  • suszone gałązki tymianku do dekoracji



Polędwiczkę płuczemy, osuszamy papierowym ręcznikiem i kroimy w plastry grubości około 1,5 centymetra, po czym spłaszczamy między dłońmi.
Przygotowujemy glazurę: sos Worcester, miód, czosnek, konfitury i przyprawy mieszamy w miseczce i doprawiamy solą oraz pieprzem.
Następnie przekładamy ją do rondelka i kilka chwil odparowujemy na niedużym ogniu.
Nie powinna mocno zmniejszyć objętości, a jedynie delikatnie zgęstnieć.
Jeśli konfitury mają duże kawałki owoców, warto je przedtem zmiksować blenderem.

Rozgrzewamy patelnię do smażenia bez tłuszczu (u mnie groszkowa).
Na rozgrzaną patelnię kładziemy mięso i smażymy w wysokiej temperaturze, z każdej strony góra po jednej minucie (uważając, by mięsa nie przesmażyć i nie wysuszyć!, ma się tylko zamknąć)
Po tym czasie polędwiczki smarujemy glazurą i obracamy, to samo robimy z drugą stroną mięsa.
Na dosłownie kilkanaście sekund przed końcem smażenia kładziemy na mięsie ser i czekamy kilka chwil aż zacznie się rozpuszczać.
Szybko przekładamy mięso na przygotowany wcześniej talerz i cieszymy się smakiem soczystego mięsa z patelni :)
Podajemy z małymi karmelizowanymi marchewkami i ulubioną kaszą.




patelnię do niskotłuszczowego smażenia można nabyć w internetowym sklepie: www. sklep.dajar.pl


Ambitnie i zdrowo

piątek, 30 października 2015

Smażona pierś kaczki na czosnkowym naleśniku z mąki gryczanej


Mały obiad, duża przekąska... na każdą porę dnia, pyszna gorąca kaczka. :)
Smażona bez tłuszczu, podana na gryczanym wytrawnym naleśniku z konfiturą rabarbarowo-porzeczkową. <3
Prosto, szybko i efektownie, a wszystko z jednej patelni. :)

2 porcje:

  • 1 podwójna pierś kaczki
  • kilka łyżek konfitury rabarbarowo-porzeczkowej z cynamonem
  • 2 łyżeczki miodu pszczelego
  • łyżeczka octu balsamicznego
  • sól, pieprz świeżo mielone


2 nieduże naleśniki:
  • pół szklanki mąki gryczanej
  • ok. 150ml mleka
  • 1 jajko
  • 2 ząbki czosnku
  • pół łyżeczki soli



Pierś kaczki delikatnie pozbawiamy skóry i kroimy w cieniutkie plasterki.
W misce mieszamy składniki marynaty, doprawiając dobrze solą i świeżo mielonym pieprzem.
Wkładamy do niej plasterki kaczki i mieszamy, by mięso dobrze zostało pokryte marynatą.
Odstawiamy na około pół godziny.

Ciasto naleśnikowe robimy identycznie jak przy klasycznym przepisie, jednak dodajemy do niego zmiażdżony lub starty czosnek.
Smażymy na niedużej patelni lub składamy duży placek w trójkąt.

Gdy mięso przejdzie składnikami, każdy kawałeczek kaczki kładziemy na rozgrzanej patelni i smażymy bez tłuszczu dosłownie po kilka sekund z każdej strony.
Talerze do podania podgrzewamy.
Kładziemy na nich jeszcze ciepłe naleśniki (lub podsmażone jeszcze raz) i gorącą kaczkę.
Mięso ozdabiamy łyżeczką wytrawnej konfitury, a wokół głównego elementu dania układamy mieszankę sałat polaną ulubionym sosem.

Światło dziś nie było dla mnie łaskawe, ale wierzcie mi, na żywo tak wygląd, jak zapach i smak dania są zdecydowanie bardziej okazałe. :)


Patelnię do niskotłuszczowego smażenia można nabyć w internetowym sklepie: www. sklep.dajar.pl 
Ambitnie i zdrowo

piątek, 16 października 2015

Makaroszotto z dyni makaronowej i pęczaku z jagodami goji



Właściwości jagód goji są wprost niezrównane.
Co dzień odkrywam ich przydatność w kuchni, a dziś współpracują świetnie w daniu z patelni. :)
Makaron dyniowy posklejał się z powodu użycia sporej ilości sera, jednak nadało mu to nieco bardziej stałą, przyjaźniejszą do jedzenia konsystencję.
Idealne, koloowe danie w jesienny piątkowy dzień! :)

  • 1 mała dynia makaronowa (ok. 400g)
  • 100g kaszy pęczak
  • 1 duży dojrzały pomidor
  • kawałek pora (ok. 5 centymetrów)
  • 1 cienka i krótka łodyżka selera naciowego
  • kawałek żółtego sera (według upodobań)
  • 2 spore ząbki czosnku
  • kilkanaście sztuk suszonych jagód goji
  • odrobina soli
  • sok z cytryny
  • natka pietruszki

Dynię pieczemy w temperaturze 200 stopni przez około pół godziny.
Gdy zmięknie, przy pomocy widelca wyskrobujemy z niej miąższ w postaci makaronu.
Przekładamy go do miski i lekko posypujemy solą.
Gdy dynia puści sok delikatnie go odciskamy.
Kaszę pęczak gotujemy zgodnie ze wskazówkami na opakowaniu.
Pora kroimy w cienkie krążki, łodygę selera w nieduże półplasterki.
Ser ścieramy na drobnej tarce.
Rozgrzewamy patelnię z nieprzywierającą powłoką.
Wrzucamy na nią makaron dyniowy, pora i selera oraz starty czosnek.
Całość przesmażamy przez kilka minut delikatnie mieszając i dusimy aż seler i por zmiękną.
Pomidora parzymy we wrzątku i obieramy ze skórki.
Kroimy w niezbyt dużą kostkę i dorzucamy razem z ugotowanym pęczakiem i startym serem na patelnię.
Suszone jagody goji zalewamy na dosłownie kilkanaście sekund gorącą wodą, po czym odcedzamy i łączymy z zawartością patelni.
Całość doprawiamy delikatnie solą, smażymy na małym ogniu aż ser się rozpuści.
Makaroszotto podajemy posypane posiekaną natką pietruszki i skropione sokiem z cytryny.

:)





Patelnię do niskotłuszczowego smażenia można nabyć w internetowym sklepie: www. sklep.dajar.pl 

Ambitnie i zdrowo

środa, 14 października 2015

Gnocchi buraczkowe



Włoskie różowe kopytka, jedne z moich ulubionych klusków. :)
Proste i szybkie w przygotowaniu, są ciekawą alternatywą dla klasycznych obiadowych dodatków.
Można oczywiście także podawać je solo, czego jestem gorącą zwolenniczką.
Dziś w mojej wersji polane są sosem z oliwy z oliwek i przypraw.
Wykraja się je w różne kształty, od tradycyjnego kopytkowego, po nieco bardziej płaskie i większe kluski z odznaczonym na nich widelcem.
  • 2-3 małe buraczki
  • ok. 250g ziemniaków
  • ok. 70g mąki pszennej
  • łyżka mąki ziemniaczanej
  • 1 jajko


do podania:
  • oliwa z oliwek
  • 1 ząbek czosnku
  • sok z  cytryny
  • sól
  • szczypiorek


Ziemniaki gotujemy w osolonej wodzie, pozostawiamy do przestudzenia.
Przeciskamy przez praskę lub dokładnie ugniatamy by nie było grudek.
Buraczki gotujemy w mundurkach, studzimy i obieramy ze skóry.
Ścieramy na tarce o najmniejszych oczkach i dodajemy do ziemniaków.
Do warzyw wbijamy jajko i mieszając dosypujemy mąkę ziemniaczaną.
W zależności od tego, jaki gatunek ziemniaków wybraliśmy, takiej ilości mąki pszennej będzie potrzebować ciasto. Jednak najważniejszą sprawą jest, by nie wyrabiać go zbyt długo.
Powinno być gładkie i nie kleić się.
Z gotowego ciasta tworzymy kluseczki metodą taką, jaką nam jest najwygodniej.
Można odrywać kawałki ciasta i spłaszczać widelcem lub rolować i odcinać  kopytka.
Powstałe grudki wrzucamy na wrzątek z odrobiną soli i czekamy aż wypłyną.

Oliwę z oliwek mieszamy ze zmiażdżonym ząbkiem czosnku, odrobiną soku z cytryny i większą szczyptą soli.
Powstałym sosem (niezbyt gęstym, należy odpowiednio dobrać ilość oliwy do wielkości ząbka czosnku) polewamy gorące kluseczki, a całość posypujemy posiekanym szczypiorkiem.

Smacznego!




czwartek, 1 października 2015

Konfitura z żurawiny bez gotowania


Najprostszy sposób na konfiturę żurawinową do mięs. :)



  • 0,5kg żurawiny
  • 0,4kg cukru kryształu



Żurawinę po przepłukaniu wrzucamy do sporej miski.
Zasypujemy ją cukrem i opcjonalnie czekamy kilka chwil, aż owoce puszczą sok.
Następnie przy pomocy ustrojstwa do ucierania żółtek lub zwykłej łyżki zgniatamy żurawinę na miazgę.
Można także poświęcić jej kilka chwil więcej, by cukier dobrze się rozpuścił.
Voila! Gotowe. :)
Chwila relaksu przy ulubionym serialu i konfitura skończona.
Przekładamy ją do słoiczka i szczelnie zamykamy.






Naleśniki ze skórką cytrynową i pyłkiem pszczelim


By nie powtarzać się za wieloma stronami, tutaj macie właściwie wszystko o pyłku pszczelim (kwiatowym). Jego zastosowanie i właściwości lecznicze. :)
http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/medycyna-niekonwencjonalna/pylek-kwiatowy-wartosciowy-produkt-pszczeli_35217.html

  • 1,5 szklanki mąki pszennej 500
  • 2 niepełne szklanki mleka
  • 1 jajko
  • 2 łyżki cukru kryształu
  • 1 łyżeczka pyłku pszczelego
  • 1 łyżeczka otartej skórki cytrynowej
  • mały kawałeczek masła
  • ulubiony "wkład" do naleśników (u mnie dżem malinowy i kwaśna śmietana)

Przesianą mąkę wsypujemy do miski.
Wlewamy mleko, wsypujemy cukier, wbijamy jajko.
Pyłek pszczeli dokładnie zgniatamy na proszek.
Będzie się lekko kleił, można więc go przed wrzuceniem do miski przemieszać, by łatwo połączył się z ciastem.
Razem z pyłkiem do miski wsypujemy skórkę cytrynową.
Wszystko dobrze roztrzepujemy trzepaczką, by masa była gładka.
Można pozostawić ją na 10 minut, by odpoczęła.
Naleśniki smażymy na suchej patelni.
Każdy gotowy placek smarujemy ulubionym wsadem i składamy w trójkąt.
Na patelni rozgrzewamy delikatnie małą porcję masła.
Podsmażamy na nim po 4 naleśniki i wykładamy na talerze.
Smak tych naleśników jest charakterystyczny. Delikatnie czuć pyłek, którego smak przypomina wosk i miód, a skórka cytrynowa dopełnia całości.
Są fajną odskocznią od codzienności, a także pełnią zdrowia w pigułce. ;)
Należy jednak pamiętać, że pyłku pszczelego nie powinno się nadużywać.
Czubata łyżeczka do herbaty dziennie powinna wystarczyć.
:)




wtorek, 29 września 2015

Ocet jabłkowy

Mój ocet po roku leżakowania

Ocet jabłkowy jest o wiele droższy od spirytusowego, ale także sporo smaczniejszy.
Stosuje się go w czasie diet odchudzających, a przede wszystkim - dla zdrowia.
Dlaczego? Ponieważ między innymi ma on właściwości detoksykacyjne, pomaga więc odtruwać nasz organizm.
Robi się go niezwykle łatwo, a w sezonie jabłkowym, aż grzech by się za niego nie zabrać. ;)
W moim przepisie polecam użycie obierzyn jabłkowych i ogryzków, ponieważ był to akurat efekt uboczny mojej produkcji kwasu jabłkowego z Podlasia.
Do posłodzenia mikstury zdecydowanie polecam miód pszczeli, najlepiej lipowy.
Mój po roku leżakowania smakuje niemal jak ocet balsamiczny z wyższej półki i bardzo żałuję, że w tym roku wstawiłam go o wiele mniej...
;)

  • 1kg obierek i ogryzków z jabłek (najlepiej winnych, jak antonówki, o wiele gorzej sprawdzają się odmiany z "gąbczastym" miąższem)
  • 1l wody
  • 4 łyżeczki miodu naturalnego lipowego (jeśli jabłka są bardzo kwaśne, można dać łyżeczkę więcej)



Obierki  i ogryzki umieszczamy w wysokim, najlepiej 4 litrowym słoju.
(trzeba zostawić trochę miejsca na uniesienie się jabłek podczas fermentowania)
Wodę zagotowujemy z miodem i pozostawiamy do ostudzenia.
Wystudzoną, osłodzoną wodę wlewamy do słoja z resztkami jabłek, mieszamy drewnianą łyżką.
Słoik przykrywamy gazą/pieluchą tetrową i zabezpieczamy gumką recepturką.
Odstawiamy w ciemne miejsce na 4 tygodnie.
Kilka pierwszych dni pojawiać się będzie nalot i piana.
To dobra oznaka, dopóki nie ma śladów pleśni. 
Właśnie aby jej zapobiec, należy nasz przyszły ocet mieszać i to najlepiej codziennie (unikać kontaktu z metalem, wszystko mieszamy drewnianą łyżką!).
Po 4 tygodniach fermentacja powinna ustać.
Wtedy przecedzamy przez gazę i zlewamy miksturę octową do butelek.
Ja zawsze przelewam do 4 malutkich, po 200ml (takich po wódce), wtedy zużywam je szybko i mam pewność, że otwarty ocet nie straci swoich walorów zanim go zużyję.
Jeśli chodzi o warunki przechowywania, to nie potrzeba trzymać go w lodówce, ponieważ ocet, jak wiadomo sam w sobie jest konserwantem. Należy jednak trzymać go z dala od bezpośredniego źródła światła.
I cóż, ocet jak wino - im starszy - tym lepszy, co widać po kolorze i klarowności rocznego specyfiku.
Tak więc póki nie otworzymy kolejnych butelek od razu po zlaniu - warto dać mu nieco odpocząć. ;)



Piąty dzień fermentacji

poniedziałek, 28 września 2015

Krem z dyni hokkaido z imbirem i zielonym groszkiem


Mmmm... gotowanie tej zupy-przekąski zajmuje mniej więcej tyle, co pójście do sklepu i kupienie takiej w proszku, powrót do domu i zalanie jej wrzątkiem.
Sami wiecie więc, co lepiej wybrać. ;)
Nie ma jesieni bez herbaty z cytryną i potraw z dyni.
Warto zacząć od czegoś lekkiego.


  • ok. 0,5kg miąższu dyni hokkaido (najlepsza zaraz po piżmowej)
  • 3 nieduże ziemniaki
  • 1 spora cebula
  • puszka groszku konserwowego
  • ok. 3 szklanki bulionu warzywnego
  • 1,5 szklanki mleka
  • łyżeczka świeżo startego imbiru
  • łyżeczka soku z cytryny
  • posiekana natka pietruszki
  • sól, biały pieprz mielony
  • opcjonalnie: grzanki z chleba tostowego, ziarenka granatu


Dynię i ziemniaki obieramy, myjemy i kroimy w kostkę.
Wrzucamy do garnka z ciepłym bulionem, dorzucamy też pokrojoną obraną cebulę i odsączony z zalewy groszek z puszki.
Całość gotujemy na niezbyt dużym ogniu do miękkości.
Miękkie warzywa z bulionem miksujemy na gładką masę.
Doprawiamy imbirem i pozostałymi przyprawami, a także sokiem z cytryny.
Dolewamy mleko i dobrze mieszamy.
Doprowadzamy do wrzenia i zdejmujemy z ognia.
Podajemy w kubkach lub bulionówkach, posypaną posiekaną natką oraz ewentualnie granulkami granatu (świetnie się komponują!) i grzankami. :)



Nalewka śliwkowa


Nalew jeszcze stoi, więc nie przeszkadzałam mu i z lepszym zdjęciem zaczekam do filtrowania i mieszania z cukrem. ;)
Jedno już wiem na pewno - będzie przesmaczna, w przeciwieństwie do nalewki śliwkowej, którą zrobiłam w zeszłym roku.
Popełniony błąd numer jeden - rozdrabnianie owoców. Tragicznie odbiło się to na klarowności trunku.
Błąd numer dwa - PRZYPRAWY. Pyszny smak śliwek zabiłam poleconymi w innym przepisie goździkami, skórką pomarańczową i cynamonem. FUJ! Nigdy więcej.
Mieszanie cukru, owoców i alkoholu na raz to kolejny kategoryczny błąd, a wszystko to polecał mi przepis znaleziony w internecie.
Naprawdę więcej nie będę polegać na stronach typu "krzak".
Na mnie całe szczęście możecie polegać. Nigdy nie wrzucam losowych przepisów, zawsze wyłącznie sprawdzone na sobie. ;)


  • 0,8kg świeżych śliwek
  • kilka suszonych śliwek
  • 0,5l wódki lub rozcieńczonego spirytusu
  • 400g cukru kryształu (zależnie od gustu można dać mniej lub więcej)


Śliwki pozbawiamy pestek (przekrawając na połowę) i przepłukujemy delikatnie.
Pozwalamy im obcieknąć na durszlaku.
Wrzucamy owoce do wysokiego słoja i zalewamy alkoholem.
Odstawiamy w ciepłe, ciemne miejsce na miesiąc.

Po tym czasie przecedzamy owoce od alkoholu.
Śliwki zasypujemy cukrem i odstawiamy na około dwa tygodnie (aż cały cukier się rozpuści), a alkohol zlany z owoców przelewamy do butelki i odstawiamy w to samo miejsce.
Po upłynięciu dwóch tygodni ze śliwek zlewamy syrop cukrowy i łączymy go z alkoholem.
Odstawiamy na miesiąc w chłodne, ciemne miejsce.
Po miesiącu filtrujemy nalewkę i odstawiamy ponownie, by "odstała swoje" na pół roku.
Na wiosnę jak znalazł. ;)


Czas na śliwki

piątek, 25 września 2015

Kartacze z mięsem



Uhh, czuję się najedzona.
Po dwóch takich cepelinach, czy też kartaczach naprawdę można wyzionąć ducha.
A mój przepis jest na 6 takich ogromnych klusków...
Jeśli więc nie macie dużej rodziny ani zamrażarki, polecam na obiad zaprosić znajomych, bo naprawdę we dwie i pół osoby przejeść się tego jednorazowo nie da... ;)
Uroki tradycyjnych przepisów ziemniaczano-zapychających i jednocześnie bardzo smacznych.

Z gotowaniem kartaczy do tej pory miałam same niemiłe wspomnienia, bo nie trafiłam do wczoraj na ziemniaki, które nadawałyby się do tej potrawy.
Niestety nie ze wszystkich odmian powstaną takie ładne, bialutkie sterowce.
Kilka razy trafiłam na szarzejące sekundę po starciu, a w gotowaniu rozwalające całą konstrukcję i wypłukujące się z pomiędzy gotowanej masy.
A wydawać by się mogło takie proste danie...
Owszem, samo w sobie trudne nie jest, ale jak trafić na ziemniaki, które nam wszystkiego nie zepsują?
To tajemnica Sagali.
Teraz nie jestem w lepszej sytuacji, bo ziemniaki na te kluski dostałam od babci, która... też nie wie jaka to odmiana. ;)
Eh, i bądź człowieku mądry. Tym bardziej, jeśli każdy przepis podaje ilość ziemniaków kilkanaście na kilka, jakby każdy był tej samej wielkości. Grr.



  • ziemniaki - w proporcji 1:3 ugotowanych i surowych
  • (u mnie na 6 mięciutkich klusków - 1kg surowych i 330g już ugotowanych)
  • 1 jajko
  • sól
  • mąka ziemniaczana


farsz:
  • ok. 300g wieprzowego lub wołowego mięsa mielonego (najlepiej tłustego)
  • jeśli mięso jest bardzo chude potrzeba będzie zmielić odrobinę słoniny
  • 3 ząbki czosnku
  • 1 cebula
  • 2 łyżki majeranku
  • 1 jajko
  • sól, pieprz do smaku


Ugotowane ziemniaki przeciskamy przez praskę lub mielimy przez maszynkę.
Surowe ścieramy na tarce o najdrobniejszych oczkach (czyli na tak zwanej części "do ziemniaków").
Starte ziemniaki dobrze odciskamy przez gazę/pieluchę tetrową do miski.
Odciśnięty sok zlewamy, a osiadły na dnie miski krochmal pozostawiamy i łączymy z surowymi i ugotowanymi ziemniakami.
Dodajemy jedno jajko i sól do smaku,k a także łyżkę mąki ziemniaczanej.
Jeśli ziemniaki są bardzo luźne, można dodać więcej, nie przesadzając jednak z ilością mąki.
(ja tym razem nie miałam jej wcale i kartacze z wierzchu nieco się popsuły)
 Wyrobioną delikatnie gładką masę odstawiamy i przygotowujemy farsz.
Cebulę szklimy na niewielkiej ilości tłuszczu i wrzucamy do miski z mięsem.
Dodajemy także starty czosnek, majeranek i resztę przypraw do smaku.
Farsz powinien być pierny, nie mdły.
Dodajemy także 1 jajko i 2 łyżki wrzątku (będzie delikatniejszy) i dobrze wyrabiamy.

W garnku gotujemy dużą ilość lekko osolonej wody.

Kulkę masy ziemniaczanej rozpłaszczamy na wielkość dłoni i nakładamy farsz.
Ze strachu przed rozpadnięciem się konstrukcji w gotowaniu dałam go tym razem niewiele, jednak na przyszłość wiem, że powinno być go duuuuuużo więcej. ;)
Kulę delikatnie zamykamy i układając dłonie w łódki nadajemy wrzecionowaty kształt.
Gotowe kartacze wrzucamy do gotującej się wody, mieszamy delikatnie drewnianą łyżką i zmniejszamy płomień pod garnkiem, aby woda przestała mocno wrzeć.
Kluski najlepiej gotować w ilości nie większej niż 4 na garnek, jest to najbezpieczniejsza opcja.
Kartacze gotujemy około 25 minut.
Wyjmujemy łyżką cedzakową na talerze i podajemy okraszone podsmażoną cebulką i sałatką.





czwartek, 24 września 2015

Sałatka z tortellini z pieczarkami i cebulą



Szybka, łatwa i przyjemna, a przede wszystkim bardzo smaczna sałatka.
Trafiłam na nią dzięki Kasi, która przekonała mnie przez nią zupełnie przypadkiem do tortellini, za którym nie przepadałam.
Przy okazji danie to powinno się nazywać "SOS", bo gdy nie mamy właściwie nic co wydawać by się mogło nadaje się na sałatkę, pojawia się właśnie ten przepis.
;)


  • 1 opakowanie dowolnego tortellini (u mnie z serem, ale polecam z szynką, smakuje lepiej)
  • ok. 250g pieczarek (można, a nawet wskazane dać więcej)
  • 4 spore szalotki
  • pęczek szczypiorku
  • sól i pieprz do smaku
  • majonez i śmietana



Tortellini gotujemy według przepisu na opakowaniu i przecedzamy na durszlaku.
Pieczarki kroimy w plasterki, a następnie na mniejsze cząstki.
Szalotki obieramy i drobno siekamy.
Na małej ilości tłuszczu szklimy cebule, po czym dorzucamy do nich pokrojone pieczarki.
Dusimy kilka minut, aż zmiękną.
Zawartość patelni przekładamy do miski i mieszamy z makaronem.
Dorzucamy posiekany szczypiorek i doprawiamy majonezem ze śmietaną w połączeniu dla nas idealnym.
Przyprawiamy solą i pieprzem, a następnie delektujemy się pysznym smakiem.
<3



środa, 23 września 2015

Powidła węgierkowe



Sezon śliwkowy w pełni.
Od suszenia, przez nalewki, do powideł mam już śliwek powyżej uszu...
Wśród pomysłów na wykorzystanie tych owoców są właśnie domowe powidła.
Pracy przy nich sporo, bo od mieszania szybko zrobią nam się odciski, ale smak jest tego wart.
  • śliwki węgierki
  • odrobina wody
  • ew. cukier (ja nie dodaję)
  • dużo cierpliwości i najlepiej garnek z grubym dnem


Śliwki po przepłukaniu pozbawiamy pestek.
Następnie wrzucamy je do garnka z kilkoma łyżkami wody (na 1kg wystarczą dwie łyżki) i stawiamy go na małym ogniu.
Teraz uzbrajamy się w cierpliwość i stale mieszając czekamy aż wszystkie śliwki rozpadną się na papkę.
Kwintesencja powideł to smak zawarty w skórkach, więc to im musimy poświęcić najwięcej uwagi.
Powidła są gotowe, gdy przy mieszaniu zawartość garnka przy dnie nie zleje się ze sobą.
Po przestudzeniu możemy delektować się ich smakiem właściwie od razu. :)




czwartek, 17 września 2015

Kotlety mielone z indyka z kaszą jaglaną faszerowane szpinakiem


Nie przepadam za kotletami mielonymi, właściwie odkąd pamiętam.
Najlepsze to te tradycyjne, jedzone u babci albo wcale.
Przekonuję się jednak do mięsa indyczego, również w formie zmielonej, dlatego dziś jako pewnego rodzaju novum na blogu - takie właśnie kotlety.
Żeby jednak nie było nudno, do mięsa zamiast jajka dodałam kaszę jaglaną, a do środka szpinak, którego jestem ogromną fanką. :)


  • 500g mielonego mięsa indyczego
  • 1 spora cebula
  • pół szklanki kaszy jaglanej
  • 2 łyżki bułki tartej
  • 2 ząbki czosnku
  • tłuszcz do smażenia
  • sól, czarny świeżo mielony pieprz
  • 250g mrożonego szpinaku


Mięso przekładamy do miski.
Szpinak rozmrażamy i odciskamy nadmiar wody.
Kaszę gotujemy według przepisu na opakowaniu (na sypko).
Cebulę obieramy, drobno siekamy i szklimy na niewielkiej ilości tłuszczu, po czym dodajemy do mięsa.
Czosnek ścieramy na drobnej tarce lub przeciskamy przez praskę i również wrzucamy do miski z mięsem.
Wrzucamy także przestudzoną kaszę i bułkę tartą.
Całość doprawiamy solą i pieprzem do smaku wedle uznania, choć raczej lepiej więcej, niż mniej. ;)
Można mięso odstawić na kilka chwil pod przykryciem z folii, na przykład do lodówki, by smaki się przegryzły.
Na patelni lekko rozgrzewamy tłuszcz. W tym czasie formujemy kotlety.
Kulkę mięsa rozpłaszczamy na wielkość dłoni i faszerujemy ją szpinakiem.
Delikatnie zakładamy jedną część na drugą i porządnie zlepiamy ze sobą przy okazji spłaszczając.
Obtaczamy w bułce tartej i tak do wyczerpania zasobów. ;)
Smażymy do uzyskania złotego koloru z każdej strony.
W przeciwieństwie do wieprzowych kotletów, te nie potrzebują tak długiego czasu na dojście do siebie na patelni. Wystarczy dosłownie kilka minut.

sobota, 12 września 2015

Pierś kaczki z pikantnym sosem malinowym



Było domowo, teraz nieco bardziej "egzotycznie". ;)
Nie każdy bowiem lubi połączenie mięsa z owocami.
U mnie bywa z tym różnie, ale tak maliny, jak i na przykład ananas, to dodatki, którym nie umiem się oprzeć.
Mięso na zdjęciach jest dopieczone odpowiednio, nie było surowe.
Kolor sosu sprawił, że po zetknięciu z mięsem, dał mu barwę "krwistego". ;)


  • 1 podwójna pierś kaczki
  • sól, świeżo mielony czarny pieprz

sos:
  • ok. 80 gram malin
  • 3 łyżeczki sosu worcestershire
  • szczypta suszonego tymianku
  • 1 łyżeczka miodu
  • większa szczypta chilli


Pierś kaczki ze skórą dzielimy na pół i płuczemy pod bieżącą wodą, następnie osuszamy.
Skórę nacinamy delikatnie na całej długości, nie naruszając mięsa.
Obydwa kawałki oprószamy obficie świeżo mielonym pieprzem i solą.
Odstawiamy w temperaturze pokojowej na 2 godziny.
Po tym czasie na zimnej, suchej patelni układamy mięso skórą do dołu.
Zwiększając temperaturę delikatnie wytapiamy tłuszcz i podsmażamy mięso.
Z każdej strony powinno trwać to około 10 minut.
Tłuszcz zlewamy, mięso przekładamy do naczynia żaroodpornego i wstawiamy do piekarnika na jeszcze około 10 minut, w temperaturze ok. 200 stopni.
Przygotowujemy sos.
Maliny przekładamy do miski i dobrze miksujemy.
Dodajemy pozostałe składniki i mieszały łyżką do połączenia składników.
Można dodać odrobinę tłuszczu, który wytopił się z mięsa.
Sos odstawiamy na kilka minut lub dłużej do lodówki, by smaki połączyły się.
Mięso wyjmujemy z piekarnika.
Po około 3 minutach kaczkę kroimy w plasterki i polewam lekko podgrzanym sosem.
Podajemy na przykład z pure z ziemniaków i sałatką z rukoli. 



piątek, 11 września 2015

Nalewka malinowa

Nalewki to właściwie jedna z najprostszych sztuk przygotowywania domowych alkoholi.
Jednak w moim przypadku, najtrudniejszy jest czas oczekiwania...
I to nawet nie na sam gotowy napój, a na owoce sezonowe.
Dlatego jesień, to pora jest cudowna. :)

  • 500g świeżych malin 
  • ok. 200g cukru
  • 200ml wody
  • 0,5l wódki



Maliny w słoju zalewamy wódką i zgniatamy.
Miksturę pozostawiamy w ciemnym i najlepiej ciepłym miejscu na 2 tygodnie (można na dłużej).
Po upływie tego czasu przecedzamy zawartość słoika bardzo dokładnie, mocno odciskając owoce, by jak najwięcej dobroci pozostało w alkoholu, nie śmietniku.
Z wody i cukru robimy syrop cukrowy (do zagotowanej wody wsypujemy cukier i mieszamy, aż się rozpuści).
Gdy przestygnie łączymy z alkoholem zlanym z owoców i przelewamy do butelki/karafki.
Po kilku tygodniach można alkohol sklarować, jeszcze raz przelewając przez gazę/bibułę filtracyjną.
Najlepiej smakuje po kilku miesiącach w ciemnej, chłodnej piwnicy.
:)





wtorek, 8 września 2015

Domowe kopytka




Do domowych bitek, najlepsze są domowe kopytka z przepisu babci. <3

  • 500g ugotowanych ziemniaków 
  • 1 jajko
  • ok. 300g pszennej mąki (tyle ile się wgniecie)
  • 2 łyżki skrobi ziemniaczanej
  • odrobina soli


Ziemniaki (ostudzone) dobrze ugniatamy/przeciskamy przez praskę lub mielimy w maszynce.
Dodajemy do nich 1 jajko i mieszając dosypujemy mąkę.
Ugniatamy delikatnie rękoma.
Powinno to trwać jak najkrócej, by masa nie zaczęła się coraz bardziej kleić i rozpadać.
Ziemniaki powinny tylko połączyć się z mąką i stworzyć masę o dość zwartej, ale nie twardej konsystencji.
Powstałe ciasto dzielimy na kilka części.
Z każdej części tworzymy rulonik i kroimy go w kopytka (na ukos).
Kopytka układamy na blacie wysypanym mąką i delikatnie oprószamy je po wierzchu.
W garnku gotujemy dużą ilość osolonej wody.
Gdy zawrze, wrzucamy kopytka i zmniejszamy płomień.
Gotujemy do momentu wypłynięcia klusków na powierzchnię i wyjmujemy je łyżką cedzakową.
Smacznego. :)



Bitki wieprzowe w sosie (jak u mamy!)


Bez bicia przyznam się, że w pewnym momencie swojego życia przestałam gotować tego typu sosy, bo w domu zwyczajnie mi obrzydły.
Jednak, jak to bywa zwykle...
Po pewnym czasie, rzadko bywając w domu rodzinnym po prostu zaczęło brakować mi tradycyjnego jedzenia.
Zatęskniłam za znienawidzonymi tłuczonymi ziemniakami  i gęstym szarym sosem.
Bitki nie są niestety potrawą typu "fajnie, prosto, szybko i łatwo".
Ze wszystkich tych elementów zgadza się tylko "łatwo".
Właściwie to nawet bardzo łatwo... jeśli zapomnimy na chwilę, że lubimy gotować.
W przypadku tego dania sprawdza się wyłącznie jedna zasada - im mniej, tym lepiej.
Żadnych udziwnień, żadnych przypraw z górnej półki.
Sól, pieprz i mąka - gwarancja smaku dzieciństwa. ;)

U nas (2,5 osoby) z kilograma szynki wieprzowej wychodzi średni garnek bitek, który jemy przez dwa dni...
Toteż porcja, którą podaję, na jeden obiad w sam raz będzie dla rodziny czteroosobowej. :)


  • 1kg ładnej szynki wieprzowej
  • (może być też schab)
  • sól
  • czarny pieprz mielony
  • mąka pszenna
  • kilka sztuk ziela angielskiego
  • 2 liście laurowe
  • kilka ziaren czarnego pieprzu
  • smalec do smażenia


Szynkę płuczemy pod bieżącą wodą i osuszamy.
Kroimy w poprzek włókien, w plastry grubości około 1 centymetra lub, jeśli się uda, cieńsze.
Każdy z plastrów ubijamy tłuczkiem do mięsa na grubość około pół centymetra.
(u mnie w domu jadało się wręcz płaskie jak naleśniki ;) )
Oprószamy je z każdej strony dość obficie solą i nieco mniej obficie pieprzem.
Zanurzamy w mące wysypanej na talerzu i wrzucamy na lekko rozgrzany na patelni tłuszcz.
Wszystkie plastry podsmażamy do uzyskania lekko brązowego koloru.
Do 3/4 wysokości garnka wlewamy wodę.
Zagotowujemy ją z zielem angielskim, liściem laurowym i pieprzem ziarnistym.
Doprawiamy solą, ewentualnie w ostateczności jarzynką/vegetą.
Gdy woda zawrze, wkładamy do niej mięso i zmniejszamy płomień pod garnkiem.
Na bardzo niedużym ogniu, najlepiej pod przykryciem, gotujemy mięso aż będzie kruche, ale nie będzie się rozpadać przy mieszaniu.
Trwać to może około godziny/półtorej, w zależności od jakości zakupionego mięsa.
Na koniec, aby do końca doprowadzić tradycyjną formę dania, sos zagęszczamy.
Połowę szklanki wody mieszamy z kilkoma łyżkami mąki pszennej i dokładnie rozrabiamy trzepaczką.
Mikstura powinna mieć konsystencję kwaśnej śmietany.
Wlewamy ją do garnka, dokładnie przy tym mieszając, by w sosie nie powstały grudki.
Mięso podajemy polane sosem, najlepiej z sałatką z buraczków i domowymi kopytkami lub kluskami śląskimi. <3







.